Kurka (prawie) wielkanocna i święconka w kasku
Niedawno, w przedszkolu Krzysia, miało miejsce niezwykłe wydarzenie. Niezwykłe dlatego, ponieważ to zwykle dzieci przygotowują dla rodziców występy artystyczne, ale tym razem było inaczej. Poproszono, nas-rodziców, abyśmy przygotowali dla naszych pociech występ, pt. "Rzepka" wg. Juliana Tuwima. Rodzice ochoczo przystali na tę prośbę i licznie stawili się na próbie. W dniu premiery, obowiązkowym okazał się strój stosowny dla każdej z postaci. Zapewne wszyscy znamy ten wiersz, ale w formie przypomnienia przedstawię szybko wszystkich bohaterów: dziadek, babcia, wnuczek, szczeniaczek, kicia, kurka, gąska, bocian, żabka, kawka. Mnie, jako Krzysiowej mamie przypadła zaszczytna rola kurki. Musiałam zatem przygotować odpowiedni dla tej roli strój kurki. Poniżej przedstawiam, krok po kroku, jak zabrałam się do tego zadania. Być może, któreś z Was - rodziców lub Wasza pociecha, będzie potrzebowało stroju kurki, więc mam nadzieje, że instrukcja Wam do tego posłuży :)
Głównym elementem stroju miało być przybranie głowy - coś w rodzaju kominiarki.. Potrzebny był zatem spory kawałek żółtego materiału lub tkaniny. Do tego celu posłużyła mi sporych rozmiarów kamizelka kupiona w secondhandzie za 3 zł. Z góry przepraszam za nieco gorszą jakość zdjęć, które wykonywałam w pośpiechu telefonem komórkowym.
Na kamizelce zaznaczyłam kształt głowy widziany z profilu. Następnie przymierzałam, sprawdzając czy rozmiar jest odpowiedni, a w razie potrzeby korygowałam kształt. Gdy kształt był już odpowiedni przeszyłam maszyną zaznaczony kontur, pozostawiając jednak miejsca na grzebień i otwór na buzię.
Następnie konieczne było wycięcie otworu na buzię. Jego kształt był zbliżony do serca. Zaczynałam najpierw od mniejszego otworu, aby ostatecznie otrzymać coś takiego: ;)
Brzegi "serca" obszyłam maszyną.
Następnie użyłam czerwonego filcu z arkuszach A4 (do kupienia w Empiku lub dobrze wyposażonych księgarniach i sklepach pasmanteryjnych; koszt ok. 3zł/szt.) w celu zrobienia grzebienia. Narysowałam go na oko, w dwóch identycznych częściach. Zeszyłam je ze sobą, wywróciłam na "prawą stronę" i wszyłam w przygotowany wcześniej otwór na czubku głowy. Dzięki użyciu 2 kawałków materiału grzebień stał się bardziej trójwymiarowy i sztywny, dzięki czemu nie opadał (nie wyglądał jak zwiędnięty).
Dziób powstał z dwóch kawałków brązowej tkaniny przypominających kształt wydłużonego diamentu, bądź latawca. Zeszyłam je ze sobą wzdłuż dłuższych boków a następnie gotowy dzióbek przyszyłam do kominiarki.
Oczko przeszyłam zwyczajnie maszyną w kilku kierunkach. Myślałam o zastosowaniu flamastra, ale bałam się, że przy kolejnym praniu zrobi się wielka, czarna plama.
Na koniec pozostało wykonać - no własnie - jak to nazwać. U indyka mówię się chyba na to korale, a u kury? Nie wiedziałam, więc poszukałam tej informacji w internecie:) Teraz jestem mądra i z dumą nazwę to dzwonkiem. Zatem dzwonek wykonałam również z filcu. Jego zaletą jest fakt, że się nie siepie i nie trzeba go obszywać. Wystarczyło zatem wyciąć i zagiąć lekko brzegi do środka.
Oto, jak prezentowała się kominiarka w całości:
Dół kominiarki to wycięte nożyczkami falbanki, których z braku czasu nawet nie zdążyłam obszyć.
Reszta stroju to tylko żółta bluzka i czerwone legginsy. Całość zwieńczył żółty szal z poprzyszywanymi białymi piórkami. A oto, jak strój prezentował się w całości:
Całe przedstawienie było owiane wielką tajemnicą, ponieważ zgodnie z zamysłem pomysłodawczyń całego przedsięwzięcia: pani Moniki i pani Pauliny - opiekunek naszych maluchów, miała to być niespodzianka dla najmłodszych. Reakcje naszych pociech były różne: od radosnego entuzjazmu, po obojętne znudzenie, ale i tak było warto! Tak bardzo przejęliśmy się swoimi rolami, że staraliśmy się być możliwie jak najbardziej wiarygodni. Dlatego na słowa: "Trrrach! [rzepkę] Wyciągnęli!", wszyscy krzyknęliśmy "trrrach !", no i Krzysiu się rozpłakał...;)
Po zakończonym przedstawieniu mogliśmy wszyscy wspólnie zasiąść do obficie zastawionego stołu i teraz to my - rodzice zostaliśmy obdarowani niespodzianką, w formie niezapowiedzianego występu naszych maluchów, przy akompaniamencie "Czterech pór roku" Vivaldiego. Co prawda, trafniejszym określeniem byłby w tym przypadku: "chaos", ale i tak świetnie się bawiliśmy. Po występie dzieci, każdy rodzic otrzymał nagranie z próby oglądanego chwilę wcześniej przedstawienia, na którym dzieci były niewątpliwie bardziej skupione na swoich rolach:)
Zmienię teraz troszeczkę temat i pozwolę sobie na nawiązanie do świątecznej atmosfery, która towarzyszy nam już od tygodnia, a która zostanie jutro zwieńczona radosną nowiną. Chcąc uatrakcyjnić nieco tradycyjne święcenie pokarmów, postanowiliśmy udać się z Krzysiem na tzw. "Święconkę w kasku". Organizowana dzięki księdzu zrzeszonemu wokół motocyklistów, z roku na rok skupia coraz większą rzeszę fanów motocykli. Jako, że tata Krzysia to również zapalony motocyklista, nasza obecność tam była jak najbardziej uzasadniona. Pogoda dopisała tak, że aż brak mi słów. Po prostu - cudowna! Dodatkową atrakcją była obecność strażaków, którzy również przyjechali wozami strażackimi na święcenie pokarmów w swoich kaskach. Ponieważ fascynacja Krzysia strażą pożarną nie maleje, a powiedziałabym nawet, że wciąż rośnie, była to dla niego nie lada atrakcja. W związku z tym wydawało się konieczne, przygotowanie dla Krzysia osobnej święconki w jego strażackim kasku. Tym sposobem na pierwszym planie widać obie święconki w kasku Krzysia i w kasku tatusia...
Po poświęceniu pokarmów nie mogło być inaczej, jak tylko pójść oglądać wozy strażackie. Krzysiu był w swoim żywiole:)
Krzysiu miał nawet okazję nakarmić kozke :)
Tym optymistycznym akcentem pragnę zakończyć dzisiejsze opowiadanie i z okazji nadchodzących świąt zacytować ks. Jana Twardowskiego, w "Wielkanocnym pacierzu":
"Nie umiem być srebrnym aniołem -
Głównym elementem stroju miało być przybranie głowy - coś w rodzaju kominiarki.. Potrzebny był zatem spory kawałek żółtego materiału lub tkaniny. Do tego celu posłużyła mi sporych rozmiarów kamizelka kupiona w secondhandzie za 3 zł. Z góry przepraszam za nieco gorszą jakość zdjęć, które wykonywałam w pośpiechu telefonem komórkowym.
Na kamizelce zaznaczyłam kształt głowy widziany z profilu. Następnie przymierzałam, sprawdzając czy rozmiar jest odpowiedni, a w razie potrzeby korygowałam kształt. Gdy kształt był już odpowiedni przeszyłam maszyną zaznaczony kontur, pozostawiając jednak miejsca na grzebień i otwór na buzię.
Następnie konieczne było wycięcie otworu na buzię. Jego kształt był zbliżony do serca. Zaczynałam najpierw od mniejszego otworu, aby ostatecznie otrzymać coś takiego: ;)
Brzegi "serca" obszyłam maszyną.
Następnie użyłam czerwonego filcu z arkuszach A4 (do kupienia w Empiku lub dobrze wyposażonych księgarniach i sklepach pasmanteryjnych; koszt ok. 3zł/szt.) w celu zrobienia grzebienia. Narysowałam go na oko, w dwóch identycznych częściach. Zeszyłam je ze sobą, wywróciłam na "prawą stronę" i wszyłam w przygotowany wcześniej otwór na czubku głowy. Dzięki użyciu 2 kawałków materiału grzebień stał się bardziej trójwymiarowy i sztywny, dzięki czemu nie opadał (nie wyglądał jak zwiędnięty).
Dziób powstał z dwóch kawałków brązowej tkaniny przypominających kształt wydłużonego diamentu, bądź latawca. Zeszyłam je ze sobą wzdłuż dłuższych boków a następnie gotowy dzióbek przyszyłam do kominiarki.
Oczko przeszyłam zwyczajnie maszyną w kilku kierunkach. Myślałam o zastosowaniu flamastra, ale bałam się, że przy kolejnym praniu zrobi się wielka, czarna plama.
Na koniec pozostało wykonać - no własnie - jak to nazwać. U indyka mówię się chyba na to korale, a u kury? Nie wiedziałam, więc poszukałam tej informacji w internecie:) Teraz jestem mądra i z dumą nazwę to dzwonkiem. Zatem dzwonek wykonałam również z filcu. Jego zaletą jest fakt, że się nie siepie i nie trzeba go obszywać. Wystarczyło zatem wyciąć i zagiąć lekko brzegi do środka.
Oto, jak prezentowała się kominiarka w całości:
Reszta stroju to tylko żółta bluzka i czerwone legginsy. Całość zwieńczył żółty szal z poprzyszywanymi białymi piórkami. A oto, jak strój prezentował się w całości:
(Wizerunek osób znajdujących się na zdjęciu został upubliczniony za ich wiedzą i zgodą.) |
(Wizerunek osób znajdujących się na zdjęciu został upubliczniony za ich wiedzą i zgodą.) |
Po zakończonym przedstawieniu mogliśmy wszyscy wspólnie zasiąść do obficie zastawionego stołu i teraz to my - rodzice zostaliśmy obdarowani niespodzianką, w formie niezapowiedzianego występu naszych maluchów, przy akompaniamencie "Czterech pór roku" Vivaldiego. Co prawda, trafniejszym określeniem byłby w tym przypadku: "chaos", ale i tak świetnie się bawiliśmy. Po występie dzieci, każdy rodzic otrzymał nagranie z próby oglądanego chwilę wcześniej przedstawienia, na którym dzieci były niewątpliwie bardziej skupione na swoich rolach:)
Zmienię teraz troszeczkę temat i pozwolę sobie na nawiązanie do świątecznej atmosfery, która towarzyszy nam już od tygodnia, a która zostanie jutro zwieńczona radosną nowiną. Chcąc uatrakcyjnić nieco tradycyjne święcenie pokarmów, postanowiliśmy udać się z Krzysiem na tzw. "Święconkę w kasku". Organizowana dzięki księdzu zrzeszonemu wokół motocyklistów, z roku na rok skupia coraz większą rzeszę fanów motocykli. Jako, że tata Krzysia to również zapalony motocyklista, nasza obecność tam była jak najbardziej uzasadniona. Pogoda dopisała tak, że aż brak mi słów. Po prostu - cudowna! Dodatkową atrakcją była obecność strażaków, którzy również przyjechali wozami strażackimi na święcenie pokarmów w swoich kaskach. Ponieważ fascynacja Krzysia strażą pożarną nie maleje, a powiedziałabym nawet, że wciąż rośnie, była to dla niego nie lada atrakcja. W związku z tym wydawało się konieczne, przygotowanie dla Krzysia osobnej święconki w jego strażackim kasku. Tym sposobem na pierwszym planie widać obie święconki w kasku Krzysia i w kasku tatusia...
Po poświęceniu pokarmów nie mogło być inaczej, jak tylko pójść oglądać wozy strażackie. Krzysiu był w swoim żywiole:)
Krzysiu miał nawet okazję nakarmić kozke :)
Tym optymistycznym akcentem pragnę zakończyć dzisiejsze opowiadanie i z okazji nadchodzących świąt zacytować ks. Jana Twardowskiego, w "Wielkanocnym pacierzu":
"Nie umiem być srebrnym aniołem -
ni gorejącym krzakiem -
tyle zmartwychwstań już przeszło -
a serce mam byle jakie.
tyle zmartwychwstań już przeszło -
a serce mam byle jakie.
Tyle procesji z dzwonami -
tyle już Alleluja -
a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja.
tyle już Alleluja -
a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja.
Wiatr gra mi na kościach mych psalmy -
jak na koślawej fujarce -
żeby choć papież spojrzał
na mnie - przez białe swe palce.
jak na koślawej fujarce -
żeby choć papież spojrzał
na mnie - przez białe swe palce.
Żeby choć Matka Boska
przez chmur zabite wciąż deski -
uśmiech mi Swój zesłała
jak ptaszka we mgle niebieskiej.
przez chmur zabite wciąż deski -
uśmiech mi Swój zesłała
jak ptaszka we mgle niebieskiej.
I wiem, gdy łzę swoją trzymam
jak złoty kamyk z procy -
zrozumie mnie mały Baranek
z najcichszej Wielkiej Nocy.
jak złoty kamyk z procy -
zrozumie mnie mały Baranek
z najcichszej Wielkiej Nocy.
Pyszczek położy na ręku -
sumienia wywróci podszewkę -
serca mego ocali
czerwoną chorągiewkę"
sumienia wywróci podszewkę -
serca mego ocali
czerwoną chorągiewkę"
Z okazji Świąt Wielkiej Nocy pragnę Wam życzyć spokoju i zdrowia, zarówno ciała, jak i duszy.
Niech te dwa dni, jak i kolejne, które po nich nastąpią, będą lepsze od tych, które już za nami
i pozwolą z nadzieją patrzeć w nadchodzącą przyszłość.
Tego wszystkiego życzy Wam
Kasia
Stara Winiarnia
Witaj
OdpowiedzUsuńZdrowych, rodzinnych Świąt.
Spokoju i miłości
Dziękuję serdecznie. Tego samego życzę Tobie i Twojej rodzinie. Pozdrawiam.
UsuńRadosnych, spokojnych Świąt ! Pozdrawiam - M
UsuńSuper pomysł...Ciepłych rodzinnych Świąt ....Pozdrawiam pa....
OdpowiedzUsuń